Właśnie
rozmawiałam z bardzo bliską mi osobą. Tzn. pisałam, bo jest teraz w pracy, w
Polsce. I ta rozmowa utwierdziła mnie w przekonaniu, że chyba niepotrzebnie od
życia oczekujemy coraz więcej. To pewnie dość oczywiste, ale trochę mnie
przygnębia. Pewnie dlatego, że sama taka jestem. Przed wyjazdem do Danii bałam
się tego, co tu zastanę. A teraz? Mamy mieszkanie, jest już urządzone i
wygodne. Pieniędzy raczej nam nie brakuje, chociaż tą kwestią zajmuje się P.
Poznałam bardzo sympatycznych ludzi, a za około trzy miesiące zostanę żoną
wartościowego Człowieka. Trudnego, ale kochanego. W domu wszyscy czują się
dobrze, czekają na mój powrót i codziennie się z nimi kontaktuję. Mimo to, mimo
tego, że mam tak dużo, wciąż chciałabym więcej. Polski, przyjaciół, ulubionych
miejsc, które zostawiłam. Pracy. A przecież jesteśmy tu i teraz. Nie miesiąc
temu i nie jutro. To z dzisiaj powinniśmy czerpać radość i do dzisiejszego poranka
się uśmiechać. Doceniać, co mamy, zamiast czekać wciąż na coś lepszego… Czy też
tak macie? Chociaż teraz znaczną część życia spędzam w czterech ścianach
mieszkania, to będę się bardzo starać, żeby już nie narzekać. Zamiast tego
wspierać, cieszyć się i uśmiechać. A wtedy to „lepsze” samo się pojawi :)
A na koniec filozoficznych myśli - zdjęcia z dzisiejszego spaceru. Znajomi w Polsce masami wypełzają z mieszkań powitać wiosnę, grają w plażówkę (boso - może to już lato?), więc ja też postanowiłam poszukać jakichś oznak. Chyba mi się udało :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podskoczę z radości, jeśli zostawisz mi tu małe słowo wsparcia, rady bądź konstruktywnej krytyki!