środa, 7 maja 2014

spisek, gorzelnia i dużo jedzenia

Już zapomniałam, jak szybko leci czas, kiedy jesteś u siebie. Każdy dzień jest tu inny, każdego coś się dzieje i jest coś do zrobienia. Nie tylko obiad i sprzątanie. Jedyne, czego mi tu brakuje, to miejsce na jogę - w pokoju i harmonogramie dnia. Lodówka ledwo się domyka, więc muszę uważać, co i kiedy jem. Co prawda sukienka jest jeszcze przed zwężeniem, ale na I wakacje z mężem (rany, mąż??) trzeba jakoś wyglądać, nie? ;)

No właśnie - ślub. Dokładnie za miesiąc o tej porze będę gdzieś pomiędzy sesją zdjęciową,                a błogosławieństwem Rodziców :) A 2 maja Świadkowa zgotowała mi nie lada niespodziankę - oficjalnie pożegnałam panieński stan! Nie sądziłam, że tak łatwo mnie wzruszyć. Były tam prawie wszystkie, nawet Ta Karmiąca i Ta Przed Maturą :) Dziękuję, Dziewczyny!

A pozostając w temacie - jedno z przyjemniejszych, choć czasochłonnych, siedmiosmakowych przygotowań weselnych:

edit: Na degustacje nie zapraszam.
Jakiś taki chaotyczny wpis się stworzył.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podskoczę z radości, jeśli zostawisz mi tu małe słowo wsparcia, rady bądź konstruktywnej krytyki!