środa, 11 lutego 2015

wyjątkowo wyjątkowy dzień ślubny

Zdaje się, że kiedyś obiecałam coś o tym dniu napisać. 8 miesięcy minęło, a ja nic. No to dziś. Ok, przyznaję - nie tak sama z siebie o tym pomyślałam. Wspomniany niedawno Plasterek cytryny natchnął mnie swoim artykułem.
Źródło? Oj... Jakieś "internety" z pewnością...

Ściślej - Poradnikiem Przyszłej Panny Młodej, w którym (jak się łatwo domyśleć domyślić) zawarto cytrynowe rady, jak się do dnia ślubu przygotować i jak dzień ślubu przeżyć, żeby go przeżyć. Rady bardzo przydatne
i z pewnością zmniejszające ryzyko jakiegokolwiek niepowodzenia.

Wiecie już, że my nasz ślub przygotowywaliśmy mieszkając tu, w Danii, w związku z czym spora część załatwiania spoczywała na moich Rodzicach, którzy byli na miejscu. Być może dlatego nie odczuwałam tak wielkiego stresu i nie zaprzątałam sobie głowy niektórymi sprawami. A dzięki temu z kolei mój wyjątkowy dzień był naprawdę wyjątkowy. Dlatego czytając kolejne punkty Cytryny trochę się im/sobie dziwiłam. Oto niektóre moje przemyślenia:

1. Urlopy gości - rzeczywiście, okazało się, że rodzina z innego miasta nie może przyjechać, bo "termin nie ten", ale po to wysyłam zaproszenia z wyprzedzeniem, żeby inni mogli dostosować swoje plany. Panny Młode i tak mają sporo na głowie.
Źródło
2. Suknia ślubna ma się podobać przede wszystkim Pannie Młodej. Hmm... Ja na co dzień ganiam
w spodniach. Od święta spódnica, obcasy. Suknia, która spodobała mi się niesamowicie od pierwszego spojrzenia okazała się być niewłaściwą do mojej figury. Kiedy przymierzałam suknie w salonach, czułam się jak klaun, dziwny przebieraniec i czasem aż chciało mi się płakać, tak się sobie nie podobałam. Najgorzej było, kiedy ekspedientka doczepiła mi welon. Aaaaaa! Co to ma być? Zrezygnowałam z niego dość szybko. A suknia? Podobała się Mamie i Świadkowej, więc uwierzyłam im na słowo. Musiałam się spieszyć z zakupem, bo kilka dni później wracaliśmy już do Danii. Ale wiecie co? Nieważne, że nie czułam się jak księżniczka, jak to ponoć musi być. Guzik musi. Ja bawiłam się jak na fajnej imprezie i żadna sukienka mi tego nie zabierze! Jeśli w dniu ślubu okaże się, że Wasza suknia jednak nie jest tą wymarzoną, spójrzcie na swojego przyszłego męża. On na pewno taki jest! Reszta to tylko dodatki. Ważne, ale dodatki.

6. Odchudzanie - yyy, co? Ach tak, ta dieta, którą zapisałam na dysku kilka miesięcy przed ślubem. Taaa, nadal tam jest, choć dawno nikt jej nie odwiedzał. Drogie Panie - nie chodzi o to, że dieta to dodatkowy stres
i składnik, o którym trzeba pamiętać, ale o to, że w nawale pracy i organizacji prawdopodobnie co nieco Wam tu i ówdzie ubędzie. Bo zakładam, że nie zajadacie nerwów pączkami z kremem czekoladowym... Pamiętam, że moja krawcowa zauważała różnicę między przymiarkami, kiedy musiała jeszcze bardziej zwęzić suknię. Cool, ha? Samoczynnie jakoś tak wyszło, serio!

7. Nie pozwól psuć sobie humoru - to ok. Ale z założeniem, że wesele nie jest dla gości, już się nie zgodzę. Zapraszasz ich po to, żeby z Wami świętowali. No a jak mają świętować, kiedy każda piosenka jest na tą samą dziwną nutę, bo tak lubi Pan Młody? Litości! Zrób tak, żeby dogodzić większości. Bo jak oni będą niezadowoleni, to na nic zda się Twoje "nie pozwól"...

8. Hierarchia - nie ustalałam żadnej hierarchii. Dokładnie wiedziałam, czego chcę i po prostu się na to decydowałam. Całe szczęście wszystkie moje "widzimisie" wiązały się z obniżeniem kosztów. No może oprócz butów, ale te były szyte na miarę i warte swojej ceny. Zresztą kosztowały tyle, co przeciętne buty ślubne, więc nie były jakimś wybrykiem. Tak sobie myślę, że gdybym opowiedziała komuś o swoich poszczególnych pomysłach bez zarysu całości, uznałby je pewnie za dziwne. Dopiero końcowy efekt robił wrażenie. Pozytywne oczywiście ;)
Źródło

10. Schowaj telefon - a kto wiedział, gdzie on jest? Niby taki długi dzień, do ślubu tyle czasu, a spojrzeć na telefon nie ma kiedy. Nawet nie trzeba go było chować. A jak zadzwoni? Może to ciocia, która nie mogła przyjechać na ślub, a chce życzyć nie drżącego głosu? :)

11. Nie stresuj się fotografem i kamerzystą - kolejny mój wyjątek. Kamerzysty nie mieliśmy (filmy kręcili goście, kuzyn montował), a fotografem był mój przyjaciel. Zna mnie i dokładnie wiedział, jakie zdjęcia chcę. Dodałabym kilka ujęć, gdyby było więcej czasu, ale stresować się nim nie musiałam zupełnie!

12. Nie sprzątaj po weselu - och! Jaka to była frajda - ostatni taniec na pustym parkiecie, a potem latanie 
w sukni i pakowanie jedzenia ;) Ok, podłóg nie myliśmy, no ale to już chyba w standardzie należy do obsługi.


Mam nadzieję, że przy czytaniu bawiliście się równie dobrze, jak ja przy pisaniu. Oj, miło się wspomina! A może są tu jakieś mężatki? Podzielcie się swoimi radami i wspomnieniami!


PS: Haha, z tym podwójnym miejscem przy stole, o którym wspomina Plasterek, to też prawda ;) Ja swoje koło musiałam wciskać pod stół, żeby wygodnie usiąść ;)

PS 2: Czy ja nie miałam dążyć do krótszych postów...?


Pozdrawiam







PS 3: Żeby mnie ktoś źle nie zrozumiał - nie krytykuję Cytrynowego Poradnika. Podsunął mi on kilka uwag
i wspomnień dotyczących naszego ślubu, którymi chciałam się z Wami podzielić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Podskoczę z radości, jeśli zostawisz mi tu małe słowo wsparcia, rady bądź konstruktywnej krytyki!